Reportaż: Dramatyczne zdarzenie w pustce

“A Passing Fancy” – Mgławica NGC 5307, źródło: NASA/ESA, Teleskop Hubbla
– Czy to zadziała? Bo wiesz… Mamy jedyną szansę, rozumiesz, to ważne. Inaczej…
– Spokojna twoja turkusowa, znalazłem usterkę, która blokowała nasz przekaz. A wiesz, co jest dziwne?
– Dla mnie wszystko, ale jak musisz, to mów, byle szybko.
– Pffff…
– Marian, proszę cię.
– Usterka wyglądała na celową, ale w sumie… Nic mi do tego. Puściłem teraz sygnał. Pięknie nam go wzmacniają na stanicach przy Uranie tak, że wpada wprost do głównego źródła Okeanum…
– Okej, nie ma czasu, zaczynam!
(pstryk)
Pierwszy był wstrząs, potem wybuch. W głębokim kosmosie jednak nic nie brzmi tak, jak w bezpiecznych przestrzeniach ziemskich miast, czy w sztolniach Tytana. Głuche puknięcie było ledwie zwiastunem tego, co nadeszło po nim. Nagle spowite dotąd ciszą wnętrza zalała ultradźwiękowa fala, która ogłuszyła niemal całą załogę.
W taki właśnie sposób nieznani sprawcy zaatakowali tej nocy statek zwiadowczy F300 “Skoczkini” lecący ku nowym cywilizacjom w ramach misji Aliansu znanej jako Poznanie. Kim są owi złoczyńcy? Co nimi kieruje? Ja, Nika Brassel, niezrzeszona dziennikarka, członkini misji, spróbuję to dla was wszystkich sprawdzić. Tymczasem zapraszam do obejrzenia kilku materiałów, które przybliżą nieco czym w zasadzie jest nasza misja, nasz statek i jego załoga…
(Stop!)
– Jak to?!
– No tak to.
– Zwariowałaś, dziewczyno?! Na serio zamierzasz pchać się do tego oka cyklonu?
– Marian, wydawało mi się, że jesteś tym człowiekiem, na którego mogę liczyć. To jest nasza szansa, dawaj ten filmik co tam ci naszykowałam, wrzucaj szybko do Okeanum i podkradamy się.
(pstryk)
F300 to statek wyjątkowy, ale i przeklęty… Wyruszyliśmy ze stoczni w Psamanthe w dziewiczy rejs z okazji pięćdziesięciolecia misji “Poznanie”. Załoga nasza składa się z prawdziwych indywidualności, silnych charakterów i wyjątkowych talentów, które pozwalają budować świetlaną przyszłość sojuszu ziemsko – keplerańskiego. Tu, wśród ludzi, androidów, Kepleran oraz kotów aż kipi od erudycji…
– Khm…
– No co?
– Serio, Nika? Kto tak mówi?!
– No ale hej, tak mnie uczyli na kursie…
– To wy tam macie kursy? Myślałem, że do Trybuny przyjmują stażystów jak leci.
– Wiesz co… Możesz już się ode mnie odczepić? Wiesz dobrze, że ja już nie pracuję w Trybunie i wypraszam sobie. Nie wiesz jakie to trudne, żeby ludzie ci zaufali i opowiadali tak, by potem przebić się z tym w Okeanum. Nie wiesz. No. Widziałam różne rzeczy. Byłam nawet w więzieniu i latałam z przemytnikami.
– Ojejku jejku, ależ mi zaimponowałaś teraz.
– Daj mi spokój, jak masz się ze mnie śmiać, to wolę już sama zginąć tropiąc prawdę.
– Dobra, to co, puszczać dalej transmisję?
– Tak…
Na pokładzie F300 Skoczkini pod dowództwem niezwyciężonej kapitan Kalli Mosdef znajdują się 62 osoby, jeden humanoid i jeden kot.
– A świnie?
– Marian, daj mi już spokój, dobrze?
– Dobra, nadawaj dalej.
Nasza misja trwa już siedem ziemskich miesięcy. Niestety, spokojny lot przerwały dramatyczne wydarzenia, które teraz relacjonuje dla państwa…
– Mówiłaś to już, może nie musisz się aż tak lansować?
– Zamknij się już. Nagrywaj dalej.
(cyk, cyk, cyk, cyk, cyk…)
– Padnij!
– Cholera, co to było?!
– Dziewczyno! Jak to co, przecież to seria z repetora magnetycznego.
– Walą do nas?!
– Jakby walili do nas, to byś już leżała na poduszce z własnego mózgu. To gdzieś wyżej.
(Zgrzyt, syk)
– Cicho, ktoś do nas idzie!
– To oficer Larssen, nagrywaj! Zbliżenie na niego!
(Pstryk)
– Panie oficerze, prowadzę relację na żywo z ataku na F300, proszę opowiedzieć, co pan widział?
– Khe, khe, a mogę chociaż zetrzeć krew z czoła? Bo ja szedłem do ambulatorium…
– Tak, oczywiście. Proszę bardzo, pójdziemy z panem. Proszę nam opowiedzieć, co zaszło na górnych pokładach?
– Grupa… siedmiu uzbrojonych w repetory mężczyzn wdarła się przez kanał serwisowy na poziom kapitański. Po ogłuszeniu straży pełniącej nocną wartę, napastnicy udali się w stronę mostka kapitańskiego, gdzie aktualnie usiłują sforsować grodzie.
– Czy wiemy już, o co im chodzi?
– Słucham?
– W jakim celu dokonali… yyy… wtargnięcia na statek?
– Coś pani powiem, tak szczerze, intencje takich osobników nigdy nie są do końca jasne. Zło ma bardzo złożoną naturę i… Ingo… musisz wiedzieć, że… nic nie jest takie jak się wydaje…
– Halo? HALO?! Cholera, on chyba zemdlał. Pomóż mi, co ja mam teraz zrobić?
– Zaciągnijmy go razem do ambulatorium…
(łup)
– Co ty robisz? Czemu wykręcasz mu ramię?! To nie tak się dźwiga kogoś, chcesz mu stawy wykręcić? Dawaj!
(Pstryk)
*
– Starszy programisto Bobrowicz, czy to wszystko, co zarejestrowały nasze transmitery z trzeciego poziomu?
– Tak, pani kapitan.
– Sprawdziliście dokładnie wszystkie kryształy pamięci?
– Tak, pani kapitan.
By ukryć głębokie rozczarowanie, Kalla Mosdef wspięła się na wyżyny swego kapitańskiego opanowania. Liczyła na znacznie więcej, teraz jednak miała przynajmniej pewność, że blokada komunikacyjna, którą sama nakazała utrzymywać, została celowo zdjęcia. I to z najgłupszego z możliwych powodów… dla kilku minut czyjejś chwały w Okeanum.
– A co z raportem z przesłuchania?
– Pani kapitan, wydobyliśmy wszystkie wersje raportu. Także i tę, którą przesłano poza nasze serwery.
– Doskonale. Proszę mi to wszystko teraz wgrać i wrócić, jak tylko uda się wam odzyskać więcej danych z okresu poprzedzającego atak.
– Tak jest, pani kapitan.
(Pstryk, szum, trzask)
*
– Tej nocy należałem do zespołu pełniącego wachtę; punkt dwunasty regulaminu pokładowego statku badawczo-zwiadowczego typu F, model 300, nazwanego “Skoczkini”, zakłada bowiem, że podczas każdej nocnej zmiany warta składać się musi z co najmniej jednego przedstawiciela…
– Znamy regulamin, panie porządkowy Gilson, proszę kontynuować swoją relację od momentu, w którym znalazł się pan w pobliżu wejścia na mostek kapitański.
– Zacznę wcześniej, gdyż uważam, iż ma to istotny wpływ na kolejne zdarzenia, a zwłaszcza na śmierć…
– Dobrze, prosimy…
– Podczas odbywania rutynowej kontroli w sekcji laboratoryjnej dostrzegłem awarię grodzi zamykających przedział zajmowany przez przedstawicielkę rasy Kepleran, oraz jedno, niestety wciąż wówczas żywe zwierzę z gatunku felis catus, przeliteruję może…
– Dziękujemy, nie trzeba.
– Po odnotowaniu nieobecności żywych jednostek w przedziale, usiłowałem skontaktować się z pełniącym obowiązki dowódcy Bosmanem Levkunem, jednak zakłócenia uniemożliwiły mi niezwłoczne wykonanie rutynowej procedury. Udałem się więc w stronę szybu transferowego, którym chciałem przedostać się na poziom kapitański. Wówczas poczułem coś w rodzaju głuchego puknięcia i wstrząs. Ponieważ nasz system komunikatorów awaryjnych nadal nie działał, najszybciej jak potrafiłem przedostałem się na górne pokłady. Tam też usłyszałem strzały z repetorów, które rozpoznałem po charakterystycznym dźwięku magnetycznego działka…
(pstryk)
*
– Marian, pomóż mi, teraz to już lecimy z tym na żywo bez przerwy…
– Jesteś wariatką, wiesz o tym, Niko Brassel?
– Możliwe…
– Nie boisz się?
– Teraz to nie ma znaczenia.
(cyk, cyk, cyk, cyk, cyk…)
– Cholera, moje uszy! Jestem teraz bardzo blisko miejsca, w którym przebywają międzygwiezdni złoczyńcy, którzy zdecydowali się tak brutalnie zaatakować nasz statek. Jeśli nas oglądacie… Bardzo możliwe, że będziemy potrzebowali waszej pomocy…
(łup, trzask)
– Tu mówi docent Si, to jest statek badawczy, proszę zabrać stąd broń!
– Dobra, dobra, skąd na statku badawczym tylu wojskowych, paniusiu?
– Nie jestem żadną paniusią, wypraszam sobie, jestem naukowczynią trzeciego stopnia, reprezentuję wszechpotężną…
– Dobra, weźcie mi ją stąd, strasznie jazgocze. Halo, ty tam, okularniku? Jak ci tam było?!
– Mmmm… Milton, aleeeeee w… wszyscy mmm…mmówią mi Świetlówka.
– Nieważne. Słuchaj, Milton, wyglądasz na uczciwego chłopa, mów, gdzie tu macie cenności różne, bo widzisz, to jest nierejestrowany statek, w dodatku zauważyliśmy, że mieliście zablokowane kanały komunikacyjne, zupełnie tak, jakbyście transportowali coś cennego i chcieli umknąć uwadze naszej Niezwyciężonej Frakcji Gwiezdnej. Ale Theo nie jest głupi. Nikt nie będzie Theo robił w ciula. Theo widział, że lecicie sobie spokojnie, na wyłączonych dopalaczach. Theo widzi ilu tu macie wojskowych i Theo ma takie przypuszczenia, że macie coś, co się naszej Niezwyciężonej Frakcji Gwiezdnej przyda. Masz może tutaj jakiś ładny plan tego stateczku? Albo nie, nie mów nic, widzę, jak patrzysz na tę szafkę. Spójrzmy, co my tu mamy… piękne schematy. Doskonale. Theo jest dumny z człowieka Świetlówki. Hanzi, weź chłopaków i biegnijcie do maszynowni!
(łup, trzask)
– Auuuu! Cholera! Auauauauaua!
– Kogo my tu mamy, cóż za piękna niebieska ptaszyna! Wygląda na to, że pięknie się urządziliście na tej waszej łajbie.
– Proszę mnie zostawić. Jestem dziennikarką!
– Ohoho! Proszę, proszę, myślałem, że nie ma już dziennikarzy. I co, lecisz sobie tutaj z tymi śmiesznymi ludzikami, z panem Świetlówką i panią Jazgot, bo miałaś ochotę? Wygląda na to, że musicie mieć tu coś naprawdę cennego… Może nawet przejdziemy się razem, wszyscy, do ładowni. Chomik, ty zostań tutaj z Pokraką i pilnujcie mostka. Siódemka! Słyszysz mnie?
(psssk)
Tak szefie! niech to! Wygląda jak typowy model, ale ja pierdziuuu szefie, maszynownia jest zupełnie gdzie indziej, Spotkałem tylko… Aaaaarghhh!
– Siódemka, co tam się dzieje?!
Szszszszz
(pstryk)
*
– Porządkowy Gilson, jak to się stało, iż zamiast na poziom kapitański trafiliście do maszynowni?
– To przez kolejny wstrząs i krzyki. Postanowiłem znaleźć ich źródło, wciąż nie mając pewności co właściwie wydarzyło się na naszym statku.
– Chwileczkę, zna pan zapewne regulamin i ma świadomość, że powinien pan mimo wszystko udać się na mostek.
– Tak jest, niemniej jednak, gdy już byłem w szybie transferowym, to… zostałem zmuszony do zastosowania procedury awaryjnej paragraf szósty punkt J. I udałem się do źródła hałasu i krzyków. Na miejscu zauważyłem trzech niezidentyfikowanych mężczyzn. Dwóch z nich przeczesywało przestrzenie między naszymi zderzaczami, trzeci zaś celował z repetora do naszego humanoida ST600. W pewnym momencie grodzie od strony głównego korytarza rozsunęły się i do wnętrza wszedł obecny tu Świetlówka, docent Si oraz pani Brassel, za nimi zaś dwaj, także uzbrojeni w repetory, niezidentyfikowani mężczyźni.
Wówczas dwóch pozostałych NN, czyli nieznanych, jak pozwoliłem ich sobie w skrócie teraz nazwać, wyniosło spomiędzy zderzaczy pojemnik o wymiarach typowej skrzyni transportowej do odpadów, zmodyfikowanej przed wydrukiem.
ST600, który już wcześniej, co szanowna komisja zapewne dobrze pamięta, wykazywał skłonności do agresywnych zachowań, rzucił się w kierunku owych NN i obezwładnił jednego z nich. Tak się niefortunnie złożyło, iż w tym czasie trzeci NN oddał serię wystrzałów w stronę ST600, ten zaś, jako jednostka oparta na zasadniczo odmiennej budowie swej powłoki, nie zareagował na ładunki repetora. Trafiły one natomiast drugiego z NN niosących skrzynię. Jeśli trzeba, mogę nanieść szkic sytuacji…
– Nie trzeba, proszę opowiedzieć, co było dalej.
– Wystrzał obezwładnił NN, uszkodził część wrażliwej aparatury monitorującej pracę zderzacza numer cztery, zmodyfikowana skrzynia transportowa uderzając o podłoże otworzyła się, z wnętrza zaś wyskoczył nieszczęsny egzemplarz felis catus, po czym wskoczył na NN. Wówczas padł kolejny strzał. ST600 wykonał nagły zwrot. Zwierzę wydało z siebie nieokreślony dźwięk. NN krzyczał. Pomieszczenie zaczęła wypełniać krew. Świetlówka zemdlał. Docent Si oddaliła się w stronę pojemników z pakietami medycznymi. Pani Brassel stała bez słowa.
– Czyli należy rozumieć, że to napastnicy postrzelili sami siebie i kota?
– Zasadniczo to tak, ale pragnę zauważyć, że wszystko było spowodowane gwałtownym zachowaniem ST600, który miał przecież być już poprawnie sformatowany i gotowy do działania po poprzednim incydencie z udziałem felis catus w ładowni.
– Pozwoli pan, porządkowy Gilson, że to już sami ocenimy. Wzywam na kolejnego świadka doktora Tuchaczewskiego…
(pstryk)
*
– Halo? Pani docent? Nic pani nie jest?
– Proszę mnie zostawić. Proszę mnie absolutnie nie dotykać, ja wiem, co robię.
– Ja chciałam tylko pomóc…
Szszszszz… Halo, Nika… Halo… słychać mnie?
– Marian! Sprowadź tu jakichś lekarzy. Marian, proszę, tu jest wszędzie pełno krwi. Marian, masz podgląd z mojej kamery?!
Szszzszz… trzrzrz… Nika, wszystko leci na żywo…
– O cholera! Możesz już przestać to transmitować?!
Jasne, jasne, zapomniałem wyłączyć. Doktor Tuchaczewski już do was leci. Niestety, ma towarzystwo…
(pstryk)
*
– Doktorze Tuchaczewski, proszę opowiedzieć nam jak wyglądała sytuacja, gdy zjawił się pan w maszynowni?
– Przede wszystkim panował zaduch. Lekka mgła. Sporo krwi z trudnego do zidentyfikowania źródła. Sprawne działanie uniemożliwiała mi asysta naszej Kepleranki, która, jak kapituła zapewne pamięta, pozostając w trwałym oderwaniu od swej planetarnej wspólnej jaźni, pozostaje, jakby to ująć, raczej mało kontaktowa. Otóż Kepleranka zauważywszy, iż w moim strumieniu Okeanum pojawił się jej towarzysz kot, ruszyła natychmiast za mną…
– Skoncentrujmy się na zdarzeniach z maszynowni. Ocenę zachowań załogantki Bastih pozostawimy zespołowi doktor Turżańskiej.
– W maszynowni odkryłem dwa nie wykazujące już choćby szczątkowych oznak życia ciała niezidentyfikowanych napastników, trzeciego, mocno ogłuszonego, pozostającego w stanie odrętwienia intruza, omdlałego, obecnego tu na sali Świetlówkę, docent Siu będącą w pełni sił fizycznych i umysłowych, będącą w lekkim szoku pannę Nikę Brassel, oraz równie wstrząśniętego, obecnego tu porządkowego Gilsona. Był też nasz ST600 usiłujący zabezpieczyć prawą tylną kończynę kota. Po wstępnych oględzinach okazało się, iż część naszego statku jest komunikacyjnie odcięta. Nie mogłem skontaktować się z bosmanem Lewkunem. Na szczęście ambulatorium, w którym zostawiłem nieprzytomnego Ake Larssena podłączonego do regeneratora pod opieką stażysty Ronne, pozostawało w naszym zasięgu. Dałem więc znać, że przybędziemy tam z rannymi. Poprosiłem o wsparcie pannę Brassel, docent Si i porządkowego Gilsona, tymczasem ST600 odmówił oddania kota. Przez cały czas Bastih krzyczała usiłując wydrzeć zwierzę z rąk naszego humanoida. Musiałem zatem niezwłocznie zastosować środki uspokajające. Niestety, konwencjonalne substancje stosowane na Ziemi nie działają na Kepleran, musiałem więc sięgnąć po nieco drastyczniejsze metody.
– Proszę powiedzieć czym dokładnie ogłuszył pan załogantkę Bastih.
– Breszką taką, jakby łomem, nie znam się, leżał taki lewarek, coś takiego, bo ja wiem… Złapałem i wymierzyłem precyzyjne uderzenie w miejsce, w którym, jak przypuszczamy z obserwacji, znajduje się ośrodek równowagi Kepleran. Proszę państwa, ja zapewniam, iż nie zamierzałem wyrządzić jej krzywdy. Zależało mi przede wszystkim na czasie. Kiedy już obezwładniłem Bastih, odtransportowaliśmy rannego intruza do ambulatorium, gdzie pozostał nieprzytomny, podłączony do aparatury regenerującej i dodatkowo unieruchomiony tak, by już nikomu nie wyrządził krzywdy. Tymczasem zajęliśmy się rannym kotem, któremu odstrzelono z repetora prawą tylną łapę. Ponieważ ST600 utrudniał podjęcie akcji ratunkowej zwierzęcia, musiałem zastosować stanowcze środki.
– Dziękujemy doktorze Tuchaczewski. Kapituła sugeruje, by, jako lekarz pokładowy, stosował pan owe stanowcze środki znacznie rzadziej. Tymczasem…
(pstryk)
*
(szum, trzask, brzdęk, pik, pstryk)
– Pani kapitan mnie prosiła?
– Tak, tak. Siadaj, proszę, Karolino. Może balsamu?
– Dziękuję, pani kapitan, nie inhaluję alkoholu w pracy.
– Szanuję. Proszę, opowiedz jak wygląda sytuacja u was w pionie badawczym…
– W tej chwili usiłujemy znaleźć idealny sposób na utylizację zwłok, gdyż okazało się, że zgodnie z procedurami na statku badawczym nie przewidziano obecności trupów… Dwie nasze izolatki obserwacyjne zajęte są przez intruzów obezwładnionych podczas wczorajszej interwencji na pokładzie kapitańskim przez bosmana Lewkuna. Prawdę mówiąc nie jesteśmy z profesorem Xigh zadowoleni z tej sytuacji, nasze izolatki to nie jest areszt.
– Karolino, ja wiem, ja wszystko rozumiem, musisz jednak też zrozumieć nas. Skoczkini nie została przystosowana do przetrzymywania aresztantów, ale skoro już się tak zdarzyło, to izolatki są najbezpieczniejszym miejscem dla nas, pozostałych członków załogi.
– Pani kapitan, zatem w dwóch izolatkach mamy dwóch zatrzymanych. Trzecią zajmuje ranny intruz. Oficer Ake opuścił już dziś nasz punkt opatrunkowo-regeneracyjny i pozostaje pod obserwacją doktora Tuchaczewskiego w swojej kajucie. ST600 od czasu twardego resetu dokonanego kluczem nastawnym funkcjonuje bez zarzutu. Kot natomiast… Cóż, nasz kot ma się całkiem przyzwoicie, jak na zwierzę, które znalazło się miliony kilometrów od swej rodzinnej planety i straciło niedawno kończynę. Właśnie próbujemy przygotować nowe matryce. Zespół programistów Bobrowicza przy wsparciu naszego analityka Figgina próbuje napisać odpowiedni kod do naszych drukarek.
– Doktor Turżańska, proszę mnie wyprowadzić z błędu, bo może się mylę, ale byłam przekonana, iż posiadamy w zespole naukowym specjalistę od rekonstrukcji molekularnej.
– Teoretycznie Bastih posiada takie kompetencje, niestety kolejny miesiąc separacji od czegoś, co roboczo nazwaliśmy jaźnią wspólną Kepleran, sprawia, iż pozostaje niewiele mądrzejsza od naszego futrzastego towarzysza misji kosmicznej. Z trudem artykułuje swoje potrzeby.
– Doktorze, wyraźnie prosiłam, by zakończyć ten eksperyment z separacją i natychmiast przywrócić załogantce Bastih łączność z jej jaźnią wspólną. Kompletowaliśmy tę załogę bardzo starannie. Oczekuję, że wszyscy będą wykonywali powierzone im zadania. Tu nie ma miejsc na odstępstwa. Tu wszyscy jesteśmy jedną maszyną, która musi działać. Wszyscy, albo nikt. Rozumiemy się?
– Tak, pani kapitan.
– Jeśli będzie trzeba, to możecie nawet tego kota uśmiercić. Kepleranka ma wrócić do swojej roli. Jasne?
– Taaaak, pani kapitan.
– Dziękuję, liczę, że jutro rano otrzymałam kolejne sprawozdanie.
(pstryk, trzask)
*
– Bosmanie Lewkun…
– Tak, moja droga panno Brassel?
– No bo była ta blokada. A teraz jej nie ma. Kilkaset milionów osób oglądało naszą transmisję. A ja potem widziałam co pisali. O nas, o humanoidach, o Kepleranach, a ja…
– Niepotrzebnie to przeglądałaś.
– Bo ja nie wiem po co tacy ludzie, jak ci tam z tych izolatek, napadają na takie statki jak nasz. Po co lecą tak daleko, przecież nawet Alians nie ma takich funduszy, by wysyłać regularne misje w tak odległą przestrzeń, w taką pustkę.
– A czy kot może zacząć szczekać?
– Nie rozumiem…
– I o to właśnie chodzi i ja już ci dziecko mówiłem. Lecimy daleko, hen, w nieznane, ale nie rozumiemy sami siebie. A może jest inaczej, może doskonale rozumiemy swą naturę, ale ona się nam nieszczególnie podoba. Dlatego istnieje Skoczkini. Lecimy w nieznane, by ludzie mogli odwracać oczy daleko od samych siebie.